Nie ogarniałam co się wokół mnie dzieje. Czy mój nauczyciel historii właśnie zastrzelił człowieka?!
- Czy pan...?
- Eleno, oddychaj głęboko. Nic mu nie będzie. To były tylko... strzału usypiające. Już dobrze - powiedział, wziął mnie za rękę i zaprowadził do szkoły. Ludzie nadal się bawili, jakby nic się nie stało. Podeszliśmy do Bonnie, Caroline, Lexi, Stefana i Damona.
- Dziewczyny, zajmijcie się nią. Najlepiej jedźcie do domu. A my musimy pogadać - zwrócił się do braci Salvatore. Bonnie zadzwoniła do Jeremiego i piętnaście minut później siedzieliśmy w salonie.
- Wiecie w ogóle, kto to był? - zapytała Caroline. Wszyscy pokręciliśmy głowami. Pierwszy raz widziałam tych ludzi na oczy, a oni jakimś cudem coś o mnie wiedzieli. "Jesteś jak dar z nieba"... O co chodzi? Jaki dar?
- Muszę pogadać ze Stefanem - powiedziałam i poszłam na górę przebrać się. Bez zastanowienia założyłam to, co pierwsze wpadło mi w ręce. Bonnie i Caroline już poszły, a ja i Lexi ruszyłyśmy do rezydencji Salvatore'ów.
- Lexi, kto to był?
- Nie wiem...
- Widzę, że wiesz. Powiedz mi - powiedziałam.
- To był Klaus i Rebekah Michaelson. Dawni... znajomi, można powiedzieć.
- Powinnam się ich bać?
- Raczej tak.
- A... kim jest Katherine?
- O tym powinnaś porozmawiać ze Stefanem. Lepiej będzie, jeśli sam ci powie - odpowiedziała.
- Damon mi powiedział, że to jego była dziewczyna.
- Poniekąd - odpowiedziała.
Weszłyśmy do domu i zobaczyłam Stefana pijącego krew z woreczka. Podbiegłam i go przytuliłam. Chwila! CO?! Krew? On pije krew!!! Oderwałam się od niego i zobaczyłam takie same "pęknięcia", co na twarzy Klausa. Wszystko dział się jak w zwolnionym tempie. Stefan spojrzał na mnie przerażony, tak jak Lexi. Do salonu wszedł Damon.
- Macie ochotę na wino z 19... - zobaczył, to co ja i zamarł. Spojrzał na mnie, podobnie jak tamci. Poparzyłam jeszcze na Stefana i na krew na jego ustach. Poderwałam się i wybiegłam z domu.
- Elena!
Nie odwracałam się. Biegłam cały czas przed siebie, nawet nie patrzyłam gdzie. Po prostu biegłam. Zatrzymałam się dopiero w lesie... Gdy zdałam sobie sprawę, że nie wiem, gdzie jestem. Usiadłam na liściach i rozpłakałam się. Chłopak,m który mi się podoba jest... kim? Wampirem? Prawdopodobnie tak jak Damon i Lexi. No tak, skoro istnieją czarownice, to czemu miałoby nie być wampirów? Po kilkunastu minutach uspokoiłam się na tyle, żeby móc zadzwonić do kogoś. Wyjęłam komórkę. No tak. Zero zasięgu. I co mam teraz zrobić? Odwróciłam się i poszłam, jak mi się zdawało, tam, skąd przybiegłam. Nagle zobaczyłam zarys człowieka przede mną. Podbiegłam i powiedziałam.
- Hej, wiesz jak wyjść z tego lasu?
- Tak - odpowiedziała kobieta i odwróciła się. Zobaczyłam... siebie? Czy ten wieczór może być jeszcze dziwniejszy.
- Jestem Katherine.
Poczułam jak uginają się pode mną kolana, a potem było już tylko czarno...